siedziała na schodach i otrzepywała swoje spodnie z niepotrzebnych paprochów, bo kupiałam sobie ostatnio te zajebiste spodnie, ale strasznie się pylą i mnie to denerwuje, wiedziałam, że każdy chce to wiedzieć. w każdym razie siedziała tutaj, owinięta szalikiem. pewnie pod tyłek podłożyła sobie jakąś gazetę albo coś, żeby nie było potem, że się zesikała, bo schodek był mokry. no.

..i pewnie czekała tu na charlotte, która jak zwykle spóźniona w końcu pojawiła się przed chloe na stopniach met, uśmiechając do niej zza papierowego kubka z logo starbucksa - cześć, długo czekasz? - zapytała, przysiadając obok niej na new york timesie, którego przeglądała wcześniej w metrze. napiła się cieplutkiej kawy, mrucząc zadowolona.

najwidoczniej trochę się wkurzyła, że musiała znów czekać, jednak wolała tego nie okazywać, bo w sumie tak czy siak prawdopodobnie wadą chloe jest to, że gniewa się tylko pięć sekund i ani więcej, no cóż. może ma jakąś krótkotrwałą pamięć czy coś takiego. wstała i otrzepała tyłek dla pewności, uśmiechając się po chwili szeroko, bo pisałam już wyżej, haha. - na tyle długo, żeby zmarzł mi tyłek, będzie musiał mnie ktoś rozgrzać - zachichotała pod nosem, bo prawdopodobnie niestety była głupią blondi, ale co na to poradzić. przynajmniej może będzie śmiesznie i nie będzie kontaktować co się do niej mówi. wcisnęła gazetę do torebki, zapewne pojemnej, zabierając lottie kubek, którego zawartość wypiła do końca, oddając jej po chwili pusty, jakby nigdy nic.

chloe pewnie przypomniała sobie o tym, że zostawiła kota na gazie, albo nie nakarmiła żelazka i zwiała, natomiast jej miejsce zajął jack, kręcąc się w okolicy nieco chwiejnym krokiem, bo przemierzał trasę z jednego peklażu na drugi.

siedziała chwilę na schodkach, jednak dupcia jej już całkiem zmarzła i pewnie nie mogła nią ruszać i nóg nie czuła, toteż o mało nie zwaliła się ze schodków, kiedy akurat próbowała zrobić ten wyczyn ze zdrętwiałą nogą, to znaczy próbowała z nich zejść. chyba zaczynam pisać jak olka, choć trochę mi do niej daleko, aby dojść do takiej wprawy. odbiła się od jacka, po czym wystawiła rączki, aby nie stracił równowagi, skoro i tak się już kiwał. - nie przewrócisz się? - spojrzała na jego sznurówki, bo takim krokiem to byłoby ciężko przejść i się nie wywalić, mając rozwiązane sznurowadła. jezu, nie wiedziałam, że nagle tyle osób zacznie do mnie pisać jak pojawie się na gadu xd wyłączę zaraz, bo nie mogę ogarnąć.

zrób się niewidoczna i po sprawie. ja gadam tylko z wybrańcami he he - co? jasne, że nie - mruknął z przekonaniem w głosie, łapiąc chloe za ramiona, bo pomyślał, że to taka gra i teraz zaczną się siłować. uznał jednak, że nie ma ochoty na zabawę, także puścił ją i zrobił krok w tył, marszcząc brwi - znamy się? - zapytał nie do końca pewien tego faktu, z przyczyn wiadomych. dlugo jednak się nad tym nie zastanawiał, bo było mu ciężko zmusić mózg do współpracy, także zamiast tego zapalił camela.

zdziwiła się, gdy chwycił ja za ramiona, jednak wolała mu nie zwracać uwagi, żeby nie chwycił ją za coś innego. żżm. pokręciła przecząco głową na jego pytanie, zastanawiając się czy przypadkiem go gdzieś nie widziała, może widziała jego profil na fejsbuniu i podniecała się ze swoim kotem, że takiego jej potrzeba z wyglądu, jednak o tym zapomniała, bo była za bardzo na to roztrzepana. ale pewnie jej się przypomni i będzie jego cichą wielbicielką ;o co ty na to? - chloe - wyciągnęła do niego łapkę, uśmiechając się uroczo. nawet dygnęła! jeszcze bardziej urokliwie. pewnie robiła dobre pierwsze wrażenie. - już się znamy - powiedziała z pewnością w głosie. ok, już ją lubię xd

no spoko. a zaloży mu fanclub i stronę na żurnalu z masą ikonek? - jack - odpowiedział, ściskając jej dłoń i póki co powstrzymując się przed dodaniem nazwiska, szybko zmieniając zdanie, przez co wyszła mu fraza bonda w odwrotnej kolejności - jack daniels - wyszczerzył się, bo można powiedzieć, że był dumny z tego jak brzmiało jego imię i nazwisko. co z tego, że tak naprawdę miał na imię john. nie wiem czy jack to nie zdrobnienie. w każdym razie pokiwał głową - nie da się ukryć, już się znamy. fajnie dygasz. zakurwimy w dens? - zamrugał, łapiąc ostrość wzroku.

nawet koszulki zrobi i nie będzie myć od dziś ręki, huh. fuj. chloe zapewne abstynentka, więc musiało jej chwilę zaskoczyć, że coś kojarzy i w ogóle, ale po chwili na szczęście załapała, nie robiąc z siebie kompletnej idiotki. pewnie teraz sobie skojarzyła go z fejsbunia i aż jej nóżki zmękły, jednak wolała tego nie okazywać. ale pewnie zaraz się zarumieni albo coś innego w ten deseń, bo to w sumie urocze jest, ale trochę przereklamowane. dobrze, że to nie był dziewiczy rumieniec, bo w sumie pewnie sobie z tej dziedziny życia trochę używała, ale to potem. hyhy. - żartujesz? - zachichotała, ale po chwili się uspokoiła. - boje się, że na mnie runiesz jak zakurwimy, więc albo nie pójdziesz na kolejną bibkę na którą teraz zapewne idziesz, albo pójdziesz do domu, bo jeszcze zaśniesz gdzieś na ławce - przestraszyła go, składając usta w lekki dzióbek.

-nie runę - obruszył się, że jak chloe w ogóle śmie kwestionować jego równowagę, ale miał rozkminy, jejku - obiecuję - dodał, prezentując się zaskakująco uroczo jak na kogoś pijanego. pewnie to za sprawą jego uśmiechu z dołeczkami, bo jak wiadomo, jeśli jerry chce to potrafi, więc jack tym samym także - do czyjego domu? chyba trochę nie nadążam za twoim tokiem myślenia. jest późno, wybacz, wybacz proszę - zanucił, kiwając się w rytm tej jakże przejmującej i melancholijnej melodii. ale głupoty wypisuję.

podrapała się po główce, cóż ma z takim okazem zrobić. uśmiechała się cały czas kącikowo,żeby przypadkiem coś mu się nie odmieniło i nie chciał jej przywalić ani coś w ten deseń. oparła się o jakiś filar albo murek, przyglądając mu się, a rączki wsadziła do kieszeni, bo zgubiła swoje ulubione rękawiczki, a innych zakładać już nie chciała, takie przyzwyczajenie. - no, do swojego. chyba, że po pijaku zwiedzasz mieszkania wszystkich nowo poznanych, więc w takim razie do mojego, ale mam bałagan, poza tym mój kot nie lubi alkoholu - wzruszyła ramionkami, plotąc kompletnie nie od rzeczy, ale doszła do wniosku, że pewnie jack sobie i tak z tego nic nie zrobi, bo tak czy siak nie ogarnie.

-hm - zastanowil sie nad tym co powiedziala, a ja sie oficjalnie poddaje i nie pisze polskich znakow, bo mnie szlag trafi i tyle z tego bedzie - skoro twoj kot nie lubi alkoholu, nie bedziemy go chyba niepokoic moja obecnoscia, bo moglby miec w zwiazku z tym jakis problem, takze zapraszam do siebie - wydedukowal i poszli.

siedziała na schodkach i popijając karmelową latte, czytała vogue'a.

teddy próbował się uratować przed zaspaniem na śmierć, bo spał już całe dwadzieścia cztery godziny, próbując odespać dwudniowe wstawanie do szkoły, ale mniejsza z tym. w sumie też ledwo siedze i nie wiem co mi wyjdzie z tego pisania, bo tak to jest, jak sie teraz bedzie grac raz na tydzien, wtf, nie bawie sie tak. przysiadł sobie bez słowa na początku obok jas, zaglądając jej przez ramie. - bzdury - mruknął tylko do siebie, a ja zaraz się rozkręce.

-jakie bzdury? - zapytała, marszcząc brwi i spoglądając na teddiego pytającym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się, kiedy skojarzyła, że to on - cześć teddy - dodała więc, przechylając głowę na bok i zamykając przy okazji gazetę, którą wepchnęła do torby, w której oprócz niej taszczyła jakieś mądre książki. nie wiem co ona studiuje. pewnie psychologię i woziła się z psychologią strelau, pozdro dla niej, bo osobiście ledwo tę ksiażkę dotargałam do domu z księgarni xd.

ja czytałam teorię oceniania klasówek w klasie podstawowej jak mi się nudziło u marty i to jest bardziej zrąbane niż cokolwiek! nie możesz stawiać w klasach 1-3 żadnego złego znaczka, nawet jak robi źle, bo może to zmniejszyć chęci dziecka do dalszej nauki, wtf xd - no to wszystko. nikt nie wygląda fajne w futrze - wzruszył ramionami, bo zapewne tylko to zdążył przeczytać zanim zamknęła mu gazetę przed nosem, bo chciał poczytać inne rzeczy, a potem pomimo złej opinii, polecieć do sklepu i sobie kupić futro, przy czym potem będzie udawał jakiegoś alfonsa i otworzy burdel xd podobno to opłacalny biznes, tak twierdzi taki koleś.